Bateria Vineta znajduje się kilkadziesiąt metrów od morza, w lesie pomiędzy Świnoujściem a Międzyzdrojami. Do niedawna była to jedna z najbardziej tajemniczych fortyfikacji wojskowych tego regionu. Działa morskie i przeciwlotnicze oraz system podziemnych korytarzy i schronów – oto imponująca pozostałość po drugiej wojnie światowej, która do tej pory była trzymana pod kluczem...
To, co można znaleźć pod ziemią, na pewno rozbudzi wyobraźnię niejednego fana zagadek i wojennych tajemnic. Jeszcze niedawno cały teren był używany przez wojsko i nie było możliwości wejścia dla osób postronnych. Teraz wszystko wskazuje na to, że za sprawą pasjonatów historii z Fortu Gerharda, bateria będzie dostępna dla turystów!
Historia całego kompleksu rozpoczyna się w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Właśnie wtedy (1935 - 1938) Niemcy pobudowali baterię Vineta, trzecią pod względem wielkości na polskim wybrzeżu. – Jest to najstarsza niemiecka bateria obrony wybrzeża tego typu – mówi Piotr Piwowarczyk, komendant Fortu Gerharda. – Drugą taką zbudowano w Kłajpedzie. Te konstrukcje (z niewielkimi modyfikacjami) były później stosowane jako wzór dla umocnień na Wale Atlantyckim.

Vineta miała uzupełniać pobliską baterię Goeben i przeznaczona była do walki z mniejszymi jednostkami pływającymi. W jej skład wchodziły cztery schrony koszarowo-bojowe, schron dowodzenia, magazyn amunicji oraz maszynownia. Pobliski teren został wyposażony w fortyfikacje polowe i stanowiska artylerii przeciwlotniczej.
W schronie koszarowym mieszkało prawie trzydziestu żołnierzy. W środku znajdowały się stanowiska ogniowe, prysznice, toalety, mały magazyn amunicji i kotłownia. Sercem kompleksu był schron dowodzenia, który miał bardzo grube mury i jako jedyny składał się z dwóch kondygnacji. Na jego szczycie znajdowały się osłonięte pancerzami przyrządy optyczne.

– Całe "podziemne miasto" na wyspie Wolin jest jednym z ostatnich, jeśli nie ostatanim, tego typu kompleksem w Polsce, zachowanym w tak dobrym stanie – mówi Piwowarczyk. – Schron dowodzenia został wybudowany, jako centrum zarządzania całą baterią. Po wojnie miał pełnić swoją funkcję dla szefa Sztabu Generalnego i dwódcy frontu nadmorskiego. Stąd miano dowodzić m.in. atakiem na kraje skandynawskie (scenariusz planowany podczas ćwiczeń Układu Warszawskiego. Mapa działań do dziś znajduje się w schronie - przyp. red.) Schron miał najwyższy stopień utajnienia. Żeby znaleźć się w tym miejscu gdzie teraz jesteśmy, trzeba było mieć aż cztery przepustki i przejść cztery kontrole i strefy dostępu.
Innym ciekawym obiektem jest schron amunicyjny. To najbardziej na wschód wysunięty element kompleksu. – Jest to jedyny obiekt, który został wysadzony prawdopodobnie przez wycofujących się Niemców w marcu 1945 roku – mówi Piotr Piwowarczyk. – Większość obiektu jednak ocalała. Widać w którym miejscu ładunek został podłożony i gdzie nastąpiła eksplozja. Zachowały się wejścia z oryginalnym maskowaniem z początku lat czterdziestych i fragmenty wyposażenia: elementy skrzynek amunicyjnych, kapsle od zapalników. Warto wspomneć, że oprócz amunicji, przechowywano tu także ładunki z prochem i zapalniki (w specjalnych wnękach na samym końcu).

W jednym schronie znajdowała się elektrownia. Co ciekawe, wszystkie urządzenia były serwisowane i działają po dziś dzień. – Była to częśc, która miała zasilać kompleks w przypadku odcięcia od sieci miejskiej – wyjaśnia Piwowarczyk. – Chodziło o to, żeby całość była niezależna od zewnętrznych źródeł zasilania. Stąd właśnie agregat, maszynowania i, co ważne dla żolnierzy, studnia, która zaopatrywała w wodę. Urządzenia są w stu procentach sprawne, można je w każdej chwili uruchomić.

Bateria posiadała cztery działa kalibru 150 mm. Lufy długie na 6 metrów i szereg pancerzy, sprawiały że całe działo ważyło 6 ton i mogło strzelać do celów oddalonych o 15 kilometrów. Działa zostały zamienione podczas II wojny światowej na S.K. C/28. Zasięg strzału zwiększył się o 7 kilometrów. Jednym z charakterystycznych elementów wyposażenia baterii był też radar FuMo 214 Wurzburg-Riese.
Bateria pełniła bardzo istotną rolę w niemieckiej armii. To właśnie tutaj szkoliły się tysiące artylerzystów Kriegsmarine. Pod koniec wojny prowadzono stąd ostrzał radzieckich statków w okolicach wyspy Wolin. Wiosną 1945 roku, stacjonujące tu wojska zostały ewakuowane, a działa wysadzone w powietrze.
W latach pięćdziesiątych obiekt został przejęty przez polskie wojsko. Całość została przebudowana i ulokowano tu zapasowe centrum dowodzenia dla władz wojskowych. Gdyby wybuchła wojna, to właśnie stąd miały być wydawane rozkazy. W tym czasie miały powstać podziemne tunele, łączące kolejne schrony – ich łączna długość wynosi około 1 kilometra.
Wnętrza zostały na nowo wyposażone sprzętem, a otoczenie baterii umocniono okopami. Wiadomo, że na ćwiczenia wojskowe przyjeżdżał tu także gen. Jaruzelski.
Od stycznia 2014 roku cały obiekt trafił pod skrzydła Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Na wiosnę wnętrza poniemieckiej baterii będą dostępne dla zwiedzających. O tym, co będzie można znaleźć w środku dowiecie się z kolejnego artykułu na zp.pl!
Fotografia załogi: Fort Gerharda, radar: Wikipedia (Yummifruitbat)