W pierwszej połowie marca 1945 r. polskie oddziały dotarły do Zalewu Szczecińskiego (okolice wsi Kopice). Artylerzyści otrzymali rozkaz przejęcia kontroli nad ruchem wodnym między Szczecinem a Świnoujściem. Sprowadzało się to do ostrzeliwania wszystkich statków pojawiających się w zasięgu wzroku. Jak się okazało, żołnierze 1 AWP mieli pełne ręce roboty – Niemcy przygotowywali w tym czasie ewakuację upadającego Szczecina. Statkami były spławiane transporty sprzętu wojskowego i przemysłowego, żywności, rannych oraz uchodźców.

Gdy nad Zalewem pojawiły się polskie działa, sytuacja Niemców mocno się skomplikowała - plan ewakuacji nie był już taki prosty. 14 marca zatopiony został pierwszy statek i ciągnący go holownik. Transporty ewakuacyjne nadal były częste (niekiedy artylerzystom brakowało amunicji), ale nie były już bezproblemowe. Spalonych i zatopionych zostało wiele statków. 24 marca, jeden z okrętów płynących do Szczecina odpowiedział ogniem na pociski polskiej artylerii. Nie była to zacięta walka, gdyż okręt widoczny jak na przysłowiowej dłoni, szybko osiadł na mieliźnie. Jego załoga uciekła pod osłoną nocy.
Polski ostrzał nie pozostał jednak „bezkarny”. Niemcy wysłali z bazy Karsibór w kierunku Szczecina dwa promy artyleryjskie (AFP). Okręty te były wyposażone w dwa działa kalibru 88 mm oraz jedenaście dział 37 i 20 mm. Całymi dniami patrolowały wody Zalewu, aż pewnej nocy przystąpiły do ostrzału Kopic i Świętoszewic. Grad amunicji poleciał na polskie pozycje - niemalże wszystkie pociski chybiły. Następnego dnia okręty ponowiły patrol, wtedy wystrzeliły polskie działa. Niemcy dokładnie widząc skąd prowadzony jest ostrzał, odpowiedzieli - tym razem bardzo precyzyjnie - swoim ogniem. Żołnierze schowali się w okopach i cudem przetrwali nawałnicę bez większych strat.

Ogromny transport zawierający sprzęt i specjalistyczne maszyny stoczniowe, został spławiony w nocy z 12 na 13 kwietnia. Ze Szczecina powoli wynurzał się wielki, pływający dok stoczniowy ciągnięty przez trzy holowniki i eskortowany dwoma promami artyleryjskimi. Manewry niemieckich jednostek były trudne - nie dość, że musiały radzić sobie z ciągłym ostrzałem, to jeszcze miały wąskie pole działania, zamknięte między brzegami Odry. Okręty wypłoszone siłą ognia, porzuciły dok i odpłynęły do Świnoujścia. Nazajutrz wróciły z podwojoną eskortą. Tym razem stawiając gęstą zasłonę dymną, osiągnęły swój cel - wyprowadziły transport ze Szczecina.
Pod koniec kwietnia Niemcy rozpoczęli blokadę portu i stoczni w Szczecinie - zatopili wiele statków (m.in. lotniskowiec „Graf Zeppelin”), zniszczyli większość maszyn portowych i zaminowali Odrę.
Nie jest znana dokładna liczba zatopionych przez Polaków okrętów. Wiadomo, że artylerzyści posłali na dno m.in. frachtowce „Renate” i „Gerhard”, transportowiec „Leda” oraz wiele barek. |
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Fot. Wikipedia